Tak, minęło już 6 lat od kiedy zdecydowałam się na prowadzenie edukacji domowej z moimi chłopcami. Aż trudno w to uwierzyć. Zrobiliśmy dwa lata zerówki oraz I, II, III i IV klasę z Danielem (rozpoczął pierwszą klasę jako siedmiolatek). Natomiast Samuel (rozpoczął pierwszą klasę jako sześciolatek) zaliczył rok zerówki, I, II i III klasę. Obecnie chłopcy rozpoczynają IV i V klasę szkoły podstawowej. Nieustannie słyszę pytanie, czy zamierzam kontynuować edukację domową? Dzisiaj chcę się podzielić z Wami naszą historią, tak dla siebie zrobić pewne podsumowanie mając świadomość, że pewien etap zakończyliśmy, a nowy się rozpoczyna.
Nasze początki w ED
Edukacja domową rozpoczęliśmy sprowadzając się do Warszawy w 2012 roku. W tamtym momencie decydowały się na ED dwie zaprzyjaźnione z nami rodziny, mające chłopców w wieku mojego starszego Daniela. Dołączyliśmy do nich. Przez pierwszy okres organizowałyśmy z mamami wspólne spotkania, na których aranżowałyśmy naszym 4 chłopcom (tak, to byli sami chłopcy) ciekawe, kreatywne i edukacyjne zabawy.
Jednak ta forma nie przetrwała próby czasu. A ja, kiedy chłopcy byli jeszcze mali, nie czułam właściwie potrzeby szukania towarzystwa dla nich. Wystarczyło nam to, że chodziłam z nimi na plac zabaw oraz relacje, jakie mieliśmy w rodzinie i gronie przyjaciół. Z czasem jednak nasze potrzeby się zmieniły. W pewnym momencie wiedziałam, że jeżeli nie znajdę towarzystwa na stałe dla chłopców, nie przetrwam w ED. Zaczęłam szukać. Przez znajomych i fejsbuka trafiłam na mamę ED, która właśnie próbowała we współpracy z jednym z prywatnych przedszkoli zintegrować rodziny edukatorów domowych. Dołączyłam do niej, a z czasem pojawiły się kolejne mamy i tak powstały zalążki naszej społeczności ursynowskiej, która stała się integralną częścią historii edukacji domowej naszej rodziny. Spotykaliśmy się na terenie zaprzyjaźnionego przedszkola, a w międzyczasie rozmawialiśmy o bardziej zorganizowanej formie. Dlatego szukałam placówki, która mogłaby nas przygarnąć pod swoje skrzydła.
Wiele rozmów przeprowadziłam i właściwie przypadek zdecydował, że weszłam we współpracę z dobrymi znajomymi z dawnych czasów, kiedy byłam członkiem oazowej wspólnoty parafialnej. Otworzyli oni prywatną szkołę dla swoich dzieci, a my do niej dołączyliśmy w ramach edukacji domowej.
Łącznie w naszej 6-letniej historii przeszliśmy przez 3 szkoły: pierwsza – szkoła Montessori, dzięki której przeszłam przez tygodniowe szkolenie, w którym wraz z zaprzyjaźnionymi rodzicami oraz innymi nauczycielami uczyłam się, jak pracować według tej metody. W kolejnym roku przeszliśmy do właściwie już nieistniejącej, jednak dobrze znanej wszystkim edukatorom z dłuższym stażem szkoły, która w tamtych latach skupiała większość rodzin ED i tylko dla nich funkcjonowała, nie posiadając uczniów stacjonarnych. Ostatecznie zakotwiczyliśmy już na dobre w tej trzeciej i jesteśmy w niej do dzisiaj. Tu, dzięki przyjaźnie nastawionej dyrekcji próbowaliśmy wypracować wspólnie dobrą koegzystencję edukacji domowej i tradycyjnej placówki. W pierwszym roku nasze dzieci dołączały dwa razy w tygodniu na kilka godzin do zajęć dzieci szkolnych, lecz kuratorium nie zaakceptowało takiej praktyki. Ostatecznie otrzymałam klucze do pięknej sali przy domu kultury i mogliśmy z grupą rodziców tworzyć miejsce dla rodzin dzieci z edukacji domowej. To był, mimo iż niezwykle intensywny i wymagający ode mnie ogromnego zaangażowania, jeden z najpiękniejszych okresów w edukacji domowej moich chłopców. Forma zajęć i funkcjonowania nadal nieustannie się zmieniała, jednak miejsce zostało już to samo. Ja byłam koordynatorem tych działań, opiekunem grupy dzieci, z czasem pracownikiem z ramienia szkoły do spraw edukacji domowej.
Czasy klubiku
W ramach tworzenia klubu edukacji domowej:
- Pracowałam przez rok z cudowną, montessoriańską nauczycielką, która prowadziła zajęcia z naszymi dziećmi,
- współpracowałam z wieloma osobami prowadzącymi warsztaty dla dzieci, poznałam wspaniałych ludzi z pasją do edukacji dzieci,
- poznałam ogromną liczbę rodzin edukujących domowo,
- przebyłam dziesiątki rozmów z osobami chcącymi rozpocząć edukację domową,
- organizowaliśmy z rodzicami spotkania z ekspertami w dziedzinie ED, koncerty, warsztaty, zajęcia, luźne spotkania
- poznałam jako pracownik szkoły od wewnątrz aspekty prawno – biurokracyjne związane z prowadzeniem w placówce edukacyjnej dzieci z edukacji domowej,
- wiele nauczyłam się (i nieustannie uczę) o przepisach i prawie związanym z edukacją domową
- poznałam i zaprzyjaźniłam się z wieloma rodzinami ED.
Tworzenie klubu edukatorów domowych z innymi rodzicami było niezwykłym doświadczeniem, trudnym i pełnym wyzwań, jednak spełnieniem dla wielu z nas i realizacją naszych wyobrażeń o edukacji naszych dzieci. Choć błędów popełniałam mnóstwo i wszystkiego uczyłam się na bieżąco, to myśl, że wspólnie tworzymy coś wyjątkowego i staramy się dać to, co najlepsze naszym dzieciakom, pchała mnie naprzód. Do dzisiaj największą zapłatą za cały wysiłek i czas poświęcony tej inicjatywie są momenty, kiedy przejeżdżam z moimi chłopcami obok domu kultury, w którym odbywały się spotkania, a oni ze wzruszeniem wspominają czasy klubiku. Wiem, że wraz z innymi rodzicami stworzyliśmy im piękne dzieciństwo i nie żałuję ogromu włożonej pracy.
Zmiany narzucone z góry
W pewnym momencie nasze dzieło pękło jak bańka mydlana. Złożyło się na to kilka aspektów, jednak główną przyczyną, która pociągnęła za sobą lawinę mniejszych następstw, była zmiana polityki Ministerstwa Edukacji Narodowej co do edukacji domowej. Ogólnie różne praktyki związane z funkcjonowaniem ED nie znalazły uznania w oczach administracji państwowej i zmieniono zasady gry. To wywołało burzę w całym środowisku (ale również niezwykłą integrację jego znacznej części, która wcześniej nie miała miejsca). Jej następstwem było spotkanie minister Anny Zalewskiej ze środowiskiem edukatorów domowych, w którego rezultacie powstała Grupa Robocza pracująca przy ministerstwie, aby wypracować dobre praktyki i zmiany prawne dla ED. Niestety głos edukatorów domowych został zignorowany, wprowadzono nowe, nieprzyjazne nam przepisy, o których pisałam Wam TUTAJ.
Dlaczego o tym wspominam? Bo ogromnie się zaangażowałam, byłam na spotkaniu w ministerstwie i uczestniczyłam w pracy Grupy Roboczej. Ten okres sprawił, że mogłam poznać znacznie szerzej środowisko edukatorów domowych, historię edukacji domowej w Polsce i prawa z nią związanego. W tym czasie poznałam wielu działaczy mających pasję dla ED i znacznie dłuższy staż ode mnie. Mogłam również poznać i sama dla siebie zweryfikować moje uznanie lub jego brak dla istniejących autorytetów w tej dziedzinie w naszym kraju.
Jak już pisałam, nasz klub przestał istnieć, straciliśmy lokal. Proces trwał jakiś czas i składał się z kilku etapów, ale ostatecznie nasza społeczność przestała działać. Nie wchodząc w szczegóły powiem Wam, że z całego procesu wyszłam mocno poturbowana. W całym cyklu zmian i zachodzących procesów w środowisku ED (zarówno tym ogólnopolskim, jak i lokalnym), na właściwie wszystkich szczeblach i płaszczyznach doświadczyłam lub byłam świadkiem sytuacji, w których działania podejmowane przez „drugą stronę” na rzecz „walki o swoje racje” przekroczyły granice (według mojej subiektywnej oceny) ludzkiej przyzwoitości, uczciwości, szacunku do drugiego człowieka, a które nie mieszczą się ani w mojej głowie, ani w sercu.
Po burzy nastał etap stabilizacji i wyciszenia. Środowisko ED dostosowało się do niekorzystnych zmian, nadal działa i robi swoje. My jako rodzina zostaliśmy w edukacji domowej i realizujemy ją w relacji z zaprzyjaźnionymi rodzinami. Przyjaźnie te są owocem tych 6 lat i jestem za nie niezmiernie wdzięczna. W praktyce wygląda to tak, że przynajmniej raz w tygodniu chłopcy są u przyjaciół z ED lub oni są u nas. Nigdy nie polegało to na tym, że nasze dzieci przerabiały wspólnie materiał edukacyjny. Ten każda rodzina realizowała samodzielnie. Wspólne spotkania miały zawsze wymiar relacyjny, społeczny. Jednak nigdy nie miałam poczucia, że jesteśmy w edukacji domowej sami. Kiedy były momenty, że wyjeżdżałam na kilka dni zostawiając chłopców z tatą, mamy z ED dzwoniły do Coriego z prostym komunikatem: „Hej, nie ma Angeliki, to przywieź nam chłopców, zajmiemy się nimi.” To zawsze działało w dwie strony. Dni, kiedy miałam w domu 4,5 czy 6 dzieci, to nierozerwalny element naszej ED :)
Ostatni rok był pierwszym od 4 lat, kiedy chłopcy nie uczestniczyli w żadnych zorganizowanych zajęciach dedykowanych dzieciom z edukacji domowej (nie ma ich już w ofercie szkoły, do której jesteśmy zapisani). Był to również pierwszy rok, kiedy zmieniła nam się forma pracy nad samym materiałem edukacyjnym, oczywiście ze względu na to, że Daniel rozpoczął naukę w IV klasie. Doszły mu przedmioty i wymagania podstawy programowej znacznie wzrosły w porównaniu do lat poprzednich.
Wiecie, że przez ostatnie lata mówiłam, że IV klasa będzie dla nas sprawdzianem, czy damy radę kontynuować edukację domową? W tym momencie jesteśmy już po, na zdjęciu powyżej jest Daniel przygotowujący się do egzaminu z matematyki, natomiast niżej widzicie chłopców w dzień zakończenia roku szkolnego. Piszę ten artykuł z wielkim sentymentem i wzruszeniem, samo przeglądanie zdjęć przywołało ogrom wspomnień. Na początkowych fotografiach chłopcy są jeszcze tacy mali, a teraz? W tym roku Daniel rozpocznie swój nastoletni okres. 6 lat to dłuuuuugi odcinek przebytej drogi.
Kiedy myślę o rozpoczęciu przez dziecko swojej edukacyjnej przygody, od razu na myśl przychodzi mi wyprawka szkolna, tornister zapakowany pachnącymi świeżym drukiem podręcznikami, nowa klasa, ławki, pani nauczycielka, tablica szkolna … . Ja dzielę się z Wami naszą historią pierwszych 6 lat chłopców w edukacji i żaden z tych elementów nie pojawił się na pierwszym planie, bo żaden z nich nie grał ważnej roli w całym procesie. Dla nas edukacja wczesnoszkolna to przygoda, czas spędzony na zabawie, ogromna ilość ruchu i aktywności fizycznej, relacje i czas spędzony z innymi rodzinami. Zdjęcie tytułowe idealnie odzwierciedla charakter edukacji domowej – jakże jest inne od typowego obrazka kojarzącego nam się z pierwszym dniem szkoły :) Nie żałuję ścieżki edukacyjnej wybranej dla moich chłopców, choć oczywiście bywają wyzwania i trudne momenty, to nie mam wątpliwości, że podjęliśmy dobrą decyzję.
Ostatnio byliśmy na rodzinnym obiedzie u mojej mamy. Temat rozmowy przy stole zszedł na takie zagadnienia, jak system edukacji, studia i ścieżka zawodowa. Usłyszałam od jednej z osób takie zdanie: „Angelika, jak zaczynaliście edukację domową, myślałam sobie, że wydziwiacie, ale po latach muszę przyznać Wam rację i widzę dobre owoce”
Czas refleksji i generalnych porządków
Czasami tak się rozpędzimy w życiu, że nie jesteśmy w stanie się zatrzymać, dokonać refleksji nad codziennością. Tak te ostatnie lata właśnie wyglądały w moim wykonaniu. Jednak w ostatnim roku, po burzliwym dla mnie okresie, zrobiłam wielkie STOP. Zatrzymałam się i zaczęłam dokonywać zmian, generalnych porządków. W tym tygodniu wywiozłam na makulaturę cały karton ćwiczeń chłopców z ich 3 lat edukacji wczesnoszkolnej. Tak, ten etap mamy już za sobą. Muszę przyznać, że chłopcy są dla mnie największą motywacją do tego, żeby podjąć się procesu weryfikacji mojej codzienności, zaangażowania w różne działania (których w ostatnich latach była ogromna ilość). Wiem, że to są ostatnie lata, kiedy mam ich jeszcze w domu i chce wykorzystać je na 100%. W styczniu tego roku podjęłam również decyzję o wycofaniu się z pracy jako osoby odpowiedzialnej za koordynację edukacji domowej w naszej szkole.
Został mi jeszcze blog, który również przeżywał trudne chwile. Wieeele myślałam nad tym, co dalej. Kiedy jechałam w czerwcu do Krakowa na zaproszenie dziewczyn z jutubowego kanału Mama Lama na nagranie, w którym miałyśmy rozmawiać o edukacji domowej, naszedł mnie moment refleksji. Dotarło do mnie, jak wiele w ostatnich latach się nauczyłam, ile doświadczenia zdobyłam, rozmów przeprowadziłam. O edukacji domowej mogłabym mówić i mówić.
Więc będę mówić więcej, tutaj na blogu, który zostaje. My zostajemy jako dzieciaki w domu :) W tym roku, widząc potrzebę zmian, zapisałam chłopców na 2-3 dni zajęć zorganizowanych specjalnie dla dzieci ED. Jeżeli chodzi o materiał edukacyjny, to planuję mocno skupić się na efektywności uczenia się i podejść do tematu podstawy programowej sprytnie, żeby zostawić jak najwięcej czasu chłopcom na rozwijanie ich pasji i zainteresowań, na zdobywanie umiejętności, które będą miały znaczenie w ich życiu :) Ale o tym będę Wam pisać więcej w moich przemyśleniach i wnioskach na temat edukacji wczesnoszkolnej oraz egzaminów, materiału szkolnego po IV klasie, którą w tym roku zrealizował Daniel.
Ten wpis powstał z mojej wewnętrznej potrzeby podsumowania i zamknięcia ważnego etapu w naszym życiu. Idziemy dalej i mam ogromną nadzieję, że będziesz nam tutaj, na kartach bloga towarzyszyć. Daj znać, że jesteś, chętnie przeczytam, jak Ci idzie, na jakim etapie są Twoje dzieciaki. Czekam na Wasze komentarze :)
Jeżeli ten post był dla Ciebie inspiracją, będzie mi miło, jeśli podzielisz się nim z innymi. Dziękuję!
Słonecznego dnia!
Angelika
Dużo we mnie wdzięczności za to, że dzielisz się z nami Waszą pracą, przemyśleniami, inspiracjami. Pozdrawiam ciepło!
Kochana, dziękuję, wracam :)
Angeliko, gratuluję z całego serca zapału, pomysłów, włożonej pracy.
Czy nadal jesteście w ED?
Sama stoję na rozdrożu z swoimi pociechami.
Jeśli można proszę o kontakt na maila.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję Ci bardzo i przepraszam za brak odzewu wcześniej. Pisz do mnie na dzieciakiwdomu@hotmail.com
Mam czworo dzieci w wieku 14, 10 i 3 letnie bliźnięta. Myślę nad edukacją domową. Chciałabym zacząć od 10 letniego dziecka i dołączyć bliźnięta, jak będą mieć około 6 lat do tego czasu chcę, żeby były w montesorskim przedszkolu.
Życzę powodzenia, dla wielu rodzin wielodzietnych ED świetnie się sprawdza ze względu na ograniczenie logistycznych wyzwań związanych z dowożeniem dzieci na różne zajęcia :)